31.1.07

Tarcza antyrakietowa i nowy wyścig zbrojeń

Zbiegły się w ostatnich dniach trzy zdarzenia.

Departament Obrony USA oficjalnie potwierdził rozpoczęcie rozmów z Polską w sprawie budowy tarczy antyrakietowej.

Lockheed Martin zrealizował - na przekór wszystkim pesymistom - udany test systemu THAAD (Theater High Altitude Area Defense) będącego jednym z kluczowych elementów tarczy.

Indie, Chiny i Rosja zapowiedziały podpisanie w lutym tego roku trilateralnych umów w zakresie przemysłu zbrojeniowego i bezpieczeństwa narodowego.

W tym czasie Polska, średniej wielkości kraj w środkowej Europie ostatecznie potwierdziła swe sojusze z USA, rozwiewając wątpliwości co do udziału swych wojsk w operacji w Afganistanie. Wstępne opinie polskiego rządu wobec projektu tarczy również są przychylne. Wdepnęliśmy w sam środek zimnej wojny. Teraz by przetrwać, potrzebna jest żelazna konsekwencja. Oznacza to, mimo wszystko jeszcze większe zacieśnienie współpracy z USA, mimo że nigdy nie będziemy dla tego imperium równorzędnym partnerem.

Wbrew temu, co sądzą środowiska lewackie i pacyfistyczne w Polsce, nie ma dla nas trzeciej drogi. Samodzielnie nie mamy siły przetrwać konfliktu z żadnym z naszych potencjalnie wrogich sąsiadów (Rosja, Niemcy, Ukraina, Białoruś). Za późno zaś na wymiganie się od odpowiedzialności za politykę, jaką polskie władze realizowały od lat 90 zeszłego wieku. W oczach całego świata jesteśmy postrzegani jako wierny, choć mierny sojusznik USA, musimy być gotowi przyjąć wszystko, co przeciwko USA zostanie wymierzone.

Zgodnie jednak z tym co środowiska lewacko-pacyfistyczne sądzą, budowa tarczy antyrakietowej nie jest elementem mistyfikacji znanej jako War on Terror czy izolowanie "państw rozbójniczych". Jest to realizacja czegoś znacznie istotniejszego, starej i sprawdzonej strategii Zachodu: panowania poprzez techniczną supremację. W czasach, gdy kraje rozwijające się stają się coraz częściej równorzędnymi rywalami na arenie gospodarczej, i gdy zaczyna być pewne, że surowców na świecie dla wszystkich nie wystarczy, opcja wypróbowana już przez Brytyjczyków w XIX wieku jest jedyną, dzięki której nasza cywilizacja może przetrwać.

Pytanie tylko, czy gambit zastosowany wobec Związku Radzieckiego u kresu zimnej wojny zadziała wobec Chin i Indii? Czy dadzą się wciągnąć w grę na naszych warunkach? Związek Radziecki był o wiele bardziej skłonny do klasycznej konfrontacji opartej na wymianie ciosów nuklearnych i zderzaniu pancernych dywizji. Chińczycy - mistrzowie tzw miękkiej siły - mogą przełknąć nawet utratę skutecznego potencjału odstraszania nuklearnego. W tym czasie ich nadwyżki kapitałowe finansują dług wewnętrzny USA, budują infrastrukturę Trzeciego Świata, przejmują długi najsłabszych. Ugrzecznieni, neutralni wobec spraw wewnętrznych swych nowych wasali, hojną ręką udzielają pożyczek afrykańskim kacykom.

Za późno, by konkurować z nimi w tej sferze. Ani Europy, ani USA na to nie stać. To jest ich tarcza antyrakietowa, tarcza zbudowana z całego Trzeciego Świata, który za sto lat będzie ludnościowo przerastał Świat Pierwszy dziesiątki razy.

Chiński teoretyk współczesnej wojny, Chang Mengxiong określił chińską formę walki jako "ruchy chińskiego boksera, który znając krytyczne punkty przeciwnika może rzucić go na kolana przy minimum własnych ruchów".

Ten sposób myślenia jest żywy w chińskiej tradycji - i medycznej i wojskowej. Wbij igłę w jeden węzłowy punkt, a cała fizjologia zostanie dotknięta. W miarę jak Zachód rozwija swój technologiczny wyścig zbrojeń, Chiny, oficjalnie pokojowe i serdeczne, wbijają w ciało Zachodu igły do akupunktury.

Ameryka, jak i jej najbliżsi sojusznicy są zaś niezwykle wrażliwi na takie asymetryczne formy ataków. Jeśli kilkunastu zdeterminowanych wojowników Al-Kaidy, uzbrojonych w nic ponad przecinacze do papieru zdołało zniszczyć World Trade Center i spowodować śmierć kilku tysięcy Amerykanów, czego może dokonać działanie tysięcy agentów wspieranych przez wielkie mocarstwo?

Dziś widać realizację pierwszego z ruchów miękkiego ataku: atak na amerykański dolar. Rezerwy walutowe Chin przekroczyły pod koniec 2006 roku bilion (10^12) dolarów amerykańskich. Wiele wskazuje na to, że Ludowy Bank Chin przenosi część tych zasobów na euro i jeny. Ta reakcja sprawi iż wiele innych banków centralnych zrobi to samo. Nikt nie chce zostać z workiem dolarów które notorycznie tracą na wartości. Powstrzymanie tej reakcji jest trudne, gdyż chodzi o ekonomiczny byt całych narodów.

Póki co Rosja, największy eksporter surowców na świecie rozlicza je w dolarach. Co może stać się na trójstronnym spotkaniu w Delhi? W sytuacji gdy Iran staje w obliczu amerykańskiej inwazji, jego eksport ropy naftowej na pewno nie będzie już opłacany w dolarach.

Kto pamięta kurs dolara sprzed dziesięciu lat? Warto porównać sobie go z kursem dzisiejszym. Waluta - element miękkiej siły, jest nie mniej istotnym elementem wojny niż arsenał jądrowy. Trzymając się dolara szkodzimy sobie. Odrzucając dolar, szkodzimy Ameryce. Może cesarz jest nagi, ale nie mamy innego. Alternatywa - dominacja cywilizacji azjatyckiej na świecie - nie brzmi dla nas zbyt atrakcyjnie.

Jakikolwiek by nie był wybór naszego kraju, życie w świecie nadchodzących dekad nie będzie dla nas łatwe. Szkoda że obecnie rządzący tym krajem jak i ich opozycja, na równi zagubieni w pościgu za zwłokami przeszłości są zupełnie nieprzygotowani na realne wyzwania przyszłości. Może powinni pograć w Cywilizację? Jeśli nie możemy zwyciężyć miękką siłą, a o twardej boimy się nawet myśleć... co pozostaje?

Ameryka wróci z tej wojny z tarczą lub na tarczy. My w najlepszym razie będziemy towarzyszyć jej losowi. W najgorszym - skończymy jako drobny ustęp w historycznych encyklopediach za tysiąc lat.

30.1.07

introduction

W dzisiejszych czasach należy wpierw określić target do którego kierujemy nasz produkt.

Ten blog adresowany jest do młodych technokratów, bezrobotnych artystów, seksualnych frustratów, bezsilnych polityków, wypalonych gnostyków, kanapowych generałów i zawodowych myślicieli. Jako że część wspólna tych wszystkich zbiorów nie istnieje, blog nie jest tak naprawdę do nikogo adresowany. Jednak może ktoś coś w nim znajdzie dla siebie.

Proszę nie wyciągać z tego żadnych wniosków dotyczących autora.

Design jest prosty. Bez pretensji do bycia trendy, jazzy, czy jak się to jeszcze nazywa. Proste informacje. Osobiste komentarze wyraźnie oddzielone od informacji.

Misją bloga jest być kolejnym z luster odbijających obraz ponowoczesnego świata, na kilka lat przed apokalipsą na którą nie zasłużyliśmy. Końca świata nie będzie. I to jest najgorsza z wiadomości na dziś.